2020 przyniósł Polsce 50 tysięcy „cichych ofiar” pandemii.
- Analiza liczby zgonów z lat 2000 – 2019 wskazuje, że w 2020 zmarło w Polsce prawie 80 tysięcy więcej ludzi niż można było się tego spodziewać.
- Według oficjalnych danych, w 2020 mniej niż 30 tysięcy osób zmarło w wyniku zakażenia koronawirusem.
- Pozostałe 50 tysięcy zmarłych, to ciche ofiary pandemii w Polsce, których nie obejmują statystyki epidemiczne.
Ile osób umiera w Polsce w ciągu roku?
Od początku XXI wieku, każdego roku umierało w Polsce w przybliżeniu od 360 do 410 tysięcy osób, czyli gdzieś pomiędzy liczbą wszystkich mieszkańców Bydgoszczy, a Szczecina. Odnotowywane liczby zgonów z roku na rok nieco się zmieniały, czasem były wyższe, a czasem niższe niż rok wcześniej. Dokładne liczby możecie zobaczyć na wykresie poniżej, który został stworzony na podstawie danych z agencji eurostat. Nawet pobieżnie analizując wykres, łatwo zauważymy liniowy trend wzrostowy, zgodnie z którym co 10 lat liczba zgonów zwiększa się o około 24 tysiące. Sytuacja taka w miarę stabilnie trwała do roku 2019 i według dopasowania liniowego (niebieska przerywana linia na poniższym wykresie) w 2020 można było się spodziewać, że odejdzie około 405 201 osób. Tymczasem w 2020 odnotowaliśmy 484 021 zgonów, czyli o 78 820 więcej. To tak jakby oprócz mieszkańców Szczecina w 2020 zmarli też wszyscy mieszkańcy Jeleniej Góry albo Nowego Sącza.
Wzrost względem przewidywań wyniósł około 20% i ktoś mógłby zapytać czy to rzeczywiście dużo i czy w ogóle warto poświęcać temu uwagę. Od 2000 roku najwyższą zmianę rok do roku zaobserwowaliśmy w 2015 roku, wynosiła ona 26 633 osoby co stanowiło około 7% liczby zgonów z 2014. Przy czym w 2014 wystąpił spory spadek (-10 849) w stosunku do roku 2013. Zaobserwowany w 2020 roku 20 procentowy wzrost względem roku poprzedniego i przewidywań to trzykrotnie więcej niż najwyższa roczna zmiana w ciągu ostatnich 20 lat. W mojej ocenie spełnia to kryteria anomalii i zasługuje na dalsze zbadanie.
Tygodniowa krzywa zgonów
Dostępne dane mają rozdzielczość tygodniową, zatem możemy sprawdzić, kiedy sytuacja najbardziej odbiegała od normy z poprzednich 20 lat. Jak widać na wykresie poniżej, znaczące odejście od przebiegu znanego z lat ubiegłych rozpoczęło się od 40 tygodnia i utrzymywało się do końca roku. Czyli w podobnym czasie, gdy wystąpił w Polsce znaczny przyrost zakażeń koronawirusem. Najbardziej niepokojący wzrost liczby zgonów wystąpił zaobserwowaliśmy między 40 a 45 tygodniem roku i w najgorszym 45 tygodniu, liczba zgonów była ponad 2 razy wyższa niż w tym samym tygodniu w którymkolwiek z 20 poprzedzających lat.
Możliwe przyczyny anomalnego wzrostu liczby zgonów
W świadomości wielu osób rok 2020 jest rokiem koronawirusa i zupełnie naturalnym wydaje się szukanie przyczyn anomalnego wzrostu liczby zgonów właśnie w przebiegu pandemii. Jednak według oficjalnych danych, spośród wszystkich pacjentów zakażonych koronawirusem w Polsce w 2020 roku zmarło 28 551 osób, tymczasem anomalny wzrost wynosi 78 820 zgonów więcej niż wynika z analizy danych z lat ubiegłych. Pojawia się zatem pytanie co spowodowało śmierć pozostałych 50 269 osób i czy zgony te mają związek z pandemią? Rozważmy trzy scenariusze:
- Są to zgony niezwiązane z pandemią koronawirusa.
- Są to osoby, które zmarły na COVID-19, ale zakażenie koronawirusem nie zostało u nich wykryte.
- Są to osoby, które zmarły ze względu na zmniejszony dostęp do opieki medycznej, w czasie gdy system opieki zdrowotnej skupiony był na walce z rosnącą liczbą zakażeń koronawirusem.
Rozważania rozpocznijmy od scenariusza numer jeden. W naszym kraju nie występują katastrofy naturalne takie jak huragany czy trzęsienia Ziemi, które mogłyby pochłonąć tak dużą liczbę ofiar. Pod koniec ubiegłego roku nie wystąpiła też w Polsce tragiczna w skutkach zima stulecia ani powódź. Co więcej, nawet policyjne statystyki zdarzeń drogowych z 2020 roku nie wykazały wzrostu wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Analizując przebieg ubiegłego roku, ciężko jest też znaleźć informację o jakimkolwiek, niewystępującym wcześniej zdarzeniu, które mogłoby być tak tragiczne w skutkach jak pandemia koronawirusa. W związku z tym scenariusz, w którym anomalny wzrost liczby zgonów nie ma związku z pandemią wydaje się być najmniej prawdopodobny.
Zatem pod rozwagę możemy wziąć scenariusz drugi i trzeci. Żeby rozważyć, który z nich jest bardziej prawdopodobny spójrzmy na wykresy poniżej, które na takiej samej tygodniowej skali czasowej przedstawiają:
- liczbę zakażeń koronawirusem
- liczbę zgonów spowodowanych zakażeniem koronawirusem
- liczbę wszystkich zgonów w Polsce
Przyjrzymy się najpierw dwóm pierwszym wykresom: krzywej obrazującej liczbę zakażeń koronawirusem (niebieska) i krzywej przedstawiającej liczbę zgonów wywołanych zakażeniem (czerwona). Możemy zauważyć, że są bardzo podobne w kształcie, ale występuje między nimi przesunięcie. Krzywa przedstawiająca liczbę zgonów (czerwona) jest opóźniona o około 2-3 tygodnie w stosunku do krzywej niebieskiej obrazującej liczbę stwierdzanych zakażeń. Najlepiej widać to porównując pozycje maksimów. Najwięcej zakażeń stwierdzono w 45 i 46 tygodniu roku (zaledwie 23 zakażenia więcej w 46 tygodniu) , a największą liczbę zgonów odnotowano 3 tygodnie później, w 48 tygodniu. Nie jest to obserwacja, której byśmy się nie spodziewali. Od wykrycia zakażenia musi minąć kilkanaście dni, w trakcie których choroba się rozwija i wyniszcza organizm pacjenta, doprowadzając ostatecznie do jego śmierci. Na podstawie powyższych danych możemy stwierdzić, że ten czas w Polsce wynosił od 2 do 3 tygodni. Jeśli teraz w podobny sposób porównamy krzywą z pierwszego wykresu obrazującą liczbę zakażeń koronawirusem, z pomarańczową krzywą z trzeciego wykresu obrazującą wszystkie zgony w Polsce w 2020 roku, to nie zauważymy podobnego przesunięcia w czasie. Najwyższą liczbę zgonów w Polsce w 2020 roku (pomarańczowa krzywa na trzecim wykresie) odnotowano w 45 tygodniu roku, czyli w tygodniu, w którym wystąpiła maksymalna liczba zakażeń koronawirusem (pierwszy wykres). Obserwacja ta sugeruje, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz trzeci. W wariancie tym, anomalny wzrost zgonów jest powiązany z odnotowanym w tym samym czasie wzrostem liczby zakażeń koronawirusem, ale nie są to osoby, które zmarły w wyniku choroby COVID-19.
Przyjmując jako najbardziej prawdopodobny scenariusz trzeci, w którym za wzrost liczby zgonów odpowiada zmniejszony dostęp pacjentów do służby zdrowia, należy się zastanowić nad tym jaki mógł być mechanizm tego zjawiska. Czy za problem odpowiadał strach pacjentów przed zakażeniem koronawirusem w placówkach służby zdrowia i w związku z tym unikali oni pomocy medycznej? Czy może był to problem z dostępem do ratujących życie świadczeń i zabiegów? Jeśli przyczyną był brak dostępu do niezbędnych świadczeń, to z czego on wynikał? Czy było to „zwykłe” przepełnienie szpitali, czy przekładanie i odwoływanie planowanych zabiegów ze względu na ryzyko zakażenia pacjentów w ciężkim stanie pooperacyjnym? A może były to braki kadrowe spowodowane zachorowaniami na COVID-19 wśród pracowników służby zdrowia? Na zmniejszenie dostępu do służby zdrowia wpływ mogło też mieć „przebranżowienie” części specjalistycznych oddziałów i przekierowanie ich personelu do walki z koronawirusem. Najbardziej prawdopodobne jest, że na ostateczny efekt wpływ miały wszystkie wymienione powyżej czynniki.
Czy dowiemy się co się stało z cichymi ofiarami pandemii?
Powyższe analizy i ocena prawdopodobieństwa przedstawionych scenariuszy opierają się jedynie na analizie dostępnych danych statystycznych i korelacji między nimi, w związku z czym nie mogą być traktowane jako dowód na związek przyczynowo skutkowy. Jednak 50 000 zgonów, których przyczyny nie umiemy wyjaśnić to niebagatelna liczba. To tak jakbyśmy w 2020 roku wymazali z mapy Polski na przykład Wejherowo albo Ostrołękę. Gdyby nastąpiło to w skutek trzęsienia ziemi, powodzi czy powiedzmy zatrucia ujęcia wody, to sprawą na pewno zainteresowaliby się politycy, powołano by odpowiednie organy wyjaśniające sprawę i mówiono by o tym w mediach. Tymczasem w ubiegłym roku w Polsce 50 000 osób zmarło prawie niezauważenie. Dla kogoś to może być tylko statystyka, ale dla rodzin zmarłych są to osobiste tragedie, które zasługują na wyjaśnienie. I nie chodzi mi tutaj o wskazywanie winnych, a o znalezienie przyczyn, tak aby następnym razem można było uniknąć podobnych sytuacji.